Jarosław Gowin stwierdził, że ostateczne decyzje Porozumienia w sprawie głosowania dotyczącego przeprowadzenia kopertowych wyborów prezydenckich w 2020 r. zapadną, gdy ustawa wyjdzie z Senatu.
Na te słowa zareagował S. Kaleta z Ministerstwa Sprawiedliwości - "Pozostaje mieć nadzieję, że politycy Porozumienia zrozumieją, że nieodpowiedzialne zachowanie może doprowadzić do bardzo poważnego kryzysu konstytucyjnego w środku kryzysu związanego z koronawirusem". Powoływanie się na Konstytucję przez polityków obozu rządzącego, którzy wielokrotnie doprowadzili do jej łamania, wywołała negatywne komentarze w mediach społecznościowych. Przecież sama ustawa jest w wielu miejscach sprzeczna z ustawą zasadniczą, o czym informują prawnicze i sędziowskie autorytety, konstytucjonaliści, byli prezesi TK, a ostatnio też szef PKW.
Zaproponowana przez PiS formuła plebiscytu korespondencyjnego nie będzie miała nic wspólnego z demokratycznymi wyborami, których filarem są: powszechność, tajność, równość praw. Procedura ujęta w ustawie zawiera reguły ustalone przez jedną partię, która partyjnymi siłami zorganizuje wybory, partyjnymi siłami zbierze głosy i je policzy, a na koniec partia zadecyduje o ich legalności, bo przecież protesty wyborcze i tak w końcu trafią do kosza.
Przed Jarosławem Gowinem zarysowała się niepowtarzalna okazja zachowania się jak mąż stanu. Bajdurzenie wiceszefa MS na pewno nie będzie miało wpływu na jego decyzję, ale korupcyjne propozycje PiS składane członkom Porozumienia mogą zadecydować.